Tekst powstał w ramach inicjatywy Strefa Rozmów.
Bajkochłonka: Kim jest Agnieszka Starok w wydawnictwie Tekturka?
Agnieszka Starok: To trudne pytanie, dlatego że Agnieszka Starok w wydawnictwie Tekturka jest tak naprawdę wszystkim i każdym. To małe wydawnictwo. Właściwie powstało dlatego, że urodziłam syna i otworzyły mi się w głowie jakieś klapki, które dotychczas były zamknięte.
Postanowiłam, że napiszę książki dla dzieci, ponieważ brakowało mi takich, które wiedziałam, że lubi mój syn. Może nie tyle nawet brakowało, o ile po prostu nie były tak usystematyzowane, żebym ja od razu wiedziała, że to jest książka właśnie dla niego.
No i wymyśliłam swoją serię Dobra Książeczka.
(…) ale ja tak już w życiu mam, że po prostu wymyślę coś i uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia.
Bajkochłonka: Czy miałaś wcześniej doświadczenie z prowadzeniem wydawnictwa?
Agnieszka Starok: Nie miałam pojęcia o prowadzeniu wydawnictwa. Jestem po filologii polskiej, a wtedy pracowałam jako dziennikarka. Był to więc całkowicie skok na głęboką wodę – ale ja tak już w życiu mam, że po prostu wymyślę coś i uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia.
Nigdy nie pracowałam wcześniej w wydawnictwie, nie wiedziałam jak w ogóle funkcjonuje rynek książki, ale postanowiłam, że jakoś przecież damy radę. Z pomocą męża założyliśmy Tekturkę, która na początku wydawała tylko te moje książeczki, czyli serię Dobra Książeczka. A później pomału, pomału to wszystko się rozrastało.
Ciągle jednak spełniam bardzo dużo ról w wydawnictwie. Przede wszystkim koordynuję projekty, ale i jestem po trochę od różnych zadań. Tak naprawdę wydawnictwo tworzy pięć osób, choć troje z nich nie jest z nami na stałe. To nie jest też tak, że gdzieś tam mamy biuro czy siedzimy razem. My pracujemy zdalnie i komunikujemy się głównie online.
Bajkochłonka: Nie masz w planach zakładania biura czy rozrastania wydawnictwa?
Agnieszka Starok: Nie, tak jest nam dobrze. Wiem ile jestem w stanie wydać książek rocznie, żeby one były dobrej jakości. Nie chciałabym komuś oddawać całego procesu, bo myślę, że jeżeli ja go przypilnuję od początku do końca, to wtedy ja też ponoszę za niego odpowiedzialność. Jesteśmy w stanie dopieścić jedną książką miesięcznie, żeby wyglądała ona tak jak chcemy i żeby móc skupić się tylko na niej.
Bajkochłonka: A nie masz czasami takich przemyśleń, że gdybyś miała jeszcze kilka osób obok siebie i gdybyś trochę tej odpowiedzialności i zadań oddawała innym, to mogłabyś wydawać więcej pięknych oraz wartościowych książek dla czytelników?
Agnieszka Starok: Oczywiście, że to jest kuszące, ale nie chciałabym skupiać się na ilości. Zawsze jesteśmy w stanie wybrać coś, co jest fajniejsze z fajnych, czy piękniejsze z pięknych. Chociaż to też jest trudne, bo już nieraz było tak, że zamykaliśmy rok, mówiliśmy, że to dobra, to już w tym roku nic nie wydajemy, a później się okazywało, że ojejku, no ale to jeszcze jest tak piękne, że my nie możemy z tym czekać i musimy to wydać.
Nie mam takich ambicji, żeby Tekturka to było wydawnictwo, które wydaje kilkadziesiąt książek rocznie.
Bajkochłonka: Czy może być to związane z tym, że Wasze wydawnictwo jest po prostu wydawnictwem rodzinnym, z którym jesteście bardzo silnie związani?
Agnieszka Starok: Na pewno. Do wszystkiego doszliśmy sami – do tej wiedzy, którą mamy teraz. Wielu rzeczy uczyłam się na swoich błędach. Na pewno byłoby mi łatwiej, gdybym wcześniej pracowała w jakimś wydawnictwie, czy wiedziała, jak ono funkcjonuje.
Nie zakładałam też tego wydawnictwa z myślą o tym, że będzie to wielkie wydawnictwo. Dodatkowo jeszcze mam takie prywatne powody, czyli moją chorobę, która ogranicza mnie fizycznie, żeby pracować na przykład w biurze na pełen etat. Jest to dla mnie bardzo wygodne, że pracuję w domu wtedy, kiedy mogę i wtedy, kiedy dobrze się czuję.
Bajkochłonka: Czy to jest w porządku, że zapytam, na co chorujesz?
Agnieszka Starok: Tak, to jest taka słabo znana choroba genetyczna, tkanki łącznej, nazywa się zespół Ehlersa-Danlosa. Wiąże się z wieloma ograniczeniami, przede wszystkim z dolegliwościami bólowymi ciała. Dlatego ważne jest, żeby na przykład pracować interwałowo i dawać sobie czas na odpoczynek, jeśli ciało tego potrzebuje.
Bajkochłonka: Cieszę się więc, że masz taką możliwość. Czyli urodziłaś dwóch synów, wtedy też zaświtał pomysł z wydawnictwem Tekturka i postanowiłaś zrewolucjonizować rynek?
Agnieszka Starok: Teraz duża część sprzedaży książek przyniosła się do internetu, ale te 10 lat temu ciężko było zajrzeć do środka książki w sieci, żeby zobaczyć jak ona wygląda.
Często było więc tak, że kupowałam książki, które wydawały mi się odpowiednie i wielokrotnie trafiałam na takie, które okazywały się zbyt rozbudowane albo nie w takiej tematyce jak chciałam. Stwierdziłam, że kurczę, dlaczego nikt nie robi książek wyjaśniających jak bardzo są one skomplikowane?
I tu nawet nie chodzi o to, że każde dziecko inaczej się rozwija. Jednak każde osiąga te same etapy, tylko w innym czasie. Ja po prostu wyodrębniłam je w książkach, dlatego istnieje duża szansa, że dziecko zainteresuje się nimi w odpowiednim momencie swojego rozwoju. Wielokrotnie słyszałam od czytelników, że rzeczywiście tak jest.
To bardzo duża satysfakcja. Dzięki temu, że seria Dobra Książeczka fantastycznie się sprzedała i sprzedaje do tej pory, dało mi to siłę oraz, nie ukrywam, finanse do tego, żeby dalej rozwijać Tekturkę.
Bajkochłonka: Pochwalę się, że dostaliśmy od Ciebie, kiedy urodził się mój syn, serię Dobrych Książeczek i przyznam szczerze, że właśnie te pierwsze, szczególnie ta przeznaczona na trzeci miesiąc życia, została jego ulubioną książeczką kontrastową.
Naprawdę było widać jego duże zainteresowanie, kiedy ją oglądał. A mieliśmy przecież dużo różnych książek kontrastowych, ze względu na to, co robię i testowaliśmy wszystkie, a jednak to Dobra Książeczka okazała się dla niego najciekawsza.
Agnieszka Starok: Często to słyszę i jeżeli nawet nie cała seria, to właśnie chociaż jedna staje się tą najulubieńszą. Szczególnie książka przeznaczona na rok, półtora i dwa lata mają opinie tych najbardziej ulubionych.
Rzeczywiście chciałam wydawać coś, czego nie było i co będzie się odróżniało.
Bajkochłonka: Te jeszcze przed nami, ale na pewno będziemy sprawdzać. Wydałaś serię o Dobrej Książeczce, później przyszedł czas na serię o Gabrysiu i Malarze dzieciom. To były książki, które też odbiły się szerokim echem w strefie literatury dziecięcej. A to dlatego, że były to pozycje, które wyróżniały się świeżością i innowacyjnością. Dużo osób sięgało też po nie ze względu na rodzący się nurt Montessori Friendly. Czy ta koncepcja była zamierzona?
Agnieszka Starok: Wiesz, myślę, że może to jest kwestia tego, że ja właśnie nie byłam nigdy w tym rynku książki od wewnątrz. Czasami jak siedzi się w jakimś temacie, to ciężko jest spojrzeć świeżo na pewne sprawy. Wydaje mi się, że to może być to kwestia, że ja po prostu jako osoba z zewnątrz, która nagle zaczęła się interesować książkami dla dzieci (z racji tego, że sama urodziłam dzieci), po prostu przychodziły mi do głowy pewne pomysły na publikacje, których wcześniej nie było.
Rzeczywiście chciałam wydawać coś, czego nie było i co będzie się odróżniało. Nie oszukujmy się – teraz rynek książki, szczególnie książki dla dzieci, jest tak bogaty, tak różnorodny i tyle tych nowych premier wychodzi co miesiąc, że szary czytelnik, który nie jest z nim związany, to w ogóle nie ma szans zapoznać się nawet z połową tych tytułów.
W przypadku Gabrysia na przykład, była taka dziewczyna na Instagramie, która robiła zdjęcia swojego dziecka w różnych aranżacjach. Zwróciłam się do niej z pytaniem, czy byłaby zainteresowana współpracować z nami przy tym projekcie.
Bajkochłonka: Czyli to było tak, że najpierw zobaczyłaś jej zdjęcia, czy najpierw miałaś pomysł i szukałaś kogoś odpowiedniego do jego realizacji?
Agnieszka Starok: Szukałam tak, jak szukamy ilustratorów do książki, czyli najpierw był pomysł. I tutaj zauważyłam coś bardzo ciekawego. Rzeczywiście książki wpisywały się w nurt książek Montessori. Z drugiej jednak strony – ciężko było czytelnikom odbierać fotografię jako artystyczną formę przekazu, na równi z ilustracją.
Bardzo często spotykałam się z komentarzem, że Gabryś kojarzy się z fotoksiążką. Czytelnicy widząc zdjęcia książeczek, od razu komentowali, że fajny pomysł i zrobią taką dla swojego synka czy córeczki. Nie patrzyli więc na nie pod kątem sztuki wizualnej. A przecież fotografia może być, i często jest sztuką. Ja oprócz filologii polskiej skończyłam też właśnie fotografię. Dla mnie więc ta dziedzina zawsze była ważną formą przekazu.
Zauważyłam, że trochę nie doceniamy tego, że dzieci potrzebują prostych form przekazu.
Bajkochłonka: Czy jako wydawczyni masz jeszcze jakieś przemyślenia odnośnie odbioru książek przez czytelników?
Agnieszka Starok: Może nieco inaczej. Zauważyłam, że trochę nie doceniamy tego, że dzieci potrzebują prostych form przekazu. Dużo się mówi o szacunku dla takiego małego czytelnika, a ja myślę, że szacunek dla młodego odbiorcy to jest też dostosowanie książeczek do jego potrzeb i wieku.
Nie chodzi o to, żeby dać mu ,,Ulissesa” do czytania. Nawet jeżeli czasami coś wydaje się nam za proste lub za banalne, to jednak trzeba pamiętać, że dziecko dopiero poznaje świat i dla niego te proste rzeczy są odpowiednie. Często jest tak, że chcemy kilkulatkowi czytać już o fizyce kwantowej, kiedy tak naprawdę przydałoby się najpierw poznać świat taki najprostszy dookoła nas.
Bajkochłonka: No tak, mówisz właśnie, że dobrze polecać dzieciom książki proste, ale w swojej serii Malarze dzieciom sięgasz przecież po dość poważną i wymagającą sztukę.
Agnieszka Starok: Ta seria jest kierowana dla trochę starszych dzieci. Chciałam pokazać sztukę wysokich lotów, ale jednak w sposób prosty i przystępny. Kiedy synowie mieli kilka lat, zależało mi, żeby znali obrazy ważnych malarzy. Wpadłam na pomysł, żeby ułożyć im z nimi jakąś historię.
Jeżeli posadzi się takie dziecko przed albumem i pokaże, że – o, zobaczcie jakie piękne obrazy – no to wiadomo, że dla niego to będzie abstrakcja. Postanowiłam ułożyć je w mało skomplikowaną historię, żeby to była dla dziecka zwykła ilustracja. W momencie, kiedy to jest taki bardzo prosty przekaz i ono patrzy na obraz, tak jak na ilustrację w książce, może być to fajny sposób na to, żeby zapamiętać chociaż, jak taki obraz wygląda.
Czasami prowadzę spotkania autorskie z kilkulatkami. Przynoszę tę serię Malarze dzieciom.
Najpierw im czytam, nie mówiąc, nic na temat tego, że to są obrazy. Rozmawiamy o jej treści. Później mówię, że mam ważną rzecz do powiedzenia – czy oni znają lub czy kiedyś widzieli gdzieś te ilustracje? I od tego zaczyna się cała rozmowa.
Muszę powiedzieć, że miałam nawet taką młodą czytelniczkę, która ułożyła własną historię z obrazami innego malarza. Sama przymierzam się do jeszcze jednej części Malarzy dzieciom, która do tej pory nie została wydana drukiem. Jest ona w formie audiobooka z obrazami Aleksandra Gierymskiego. Jestem z niej najbardziej zadowolona. Bardzo bym chciała, żeby wyszła w druku.
Pomyślałam, że fajnie byłoby poszerzyć naszą ofertę o książki tłumaczone.
Bajkochłonka: Znamy więc już historię polskojęzycznych książek. Jak to się stało, że zaczęłaś później wydawać książki na licencji?
Agnieszka Starok: Ponieważ Dobra książeczka odniosła sukces i stwierdziłam, że wydawanie książek dla dzieci to jest fantastyczna sprawa; to pomału zaczęłam rozglądać się też za innymi tytułami. Pomyślałam, że fajnie byłoby poszerzyć naszą ofertę o książki tłumaczone.
Bajkochłonka: Czy czytelnicy sami zgłaszają się do was z prośbą o wydanie jakiejś książki, która na przykład jest długo już niedostępna na polskim rynku?
Agnieszka Starok: Tak, bardzo często mieliśmy takie sytuacje. Teraz może już trochę mniej, bo wiele z tych książek, które były poszukiwane, faktycznie powróciły na rynek – nieskromnie mówiąc dzięki nam.
Bajkochłonka: W jaki sposób zostaje się takim specjalistą od wznawiania czy wydawania książek tych niedostępnych? Pewnie trudno jest dostać do nich prawa, prawda?
Agnieszka Starok: Muszę przyznać, że z niektórymi tytułami było bardzo ciężko. Bardzo długo prowadziłam w ich temacie różne rozmowy. Czasami te negocjacje trwały po prostu za długo i wszystko się przeciągało, niszczyło nasze plany wydawnicze, które mieliśmy na poszczególny rok. To nie są łatwe sprawy.
Bajkochłonka: Miałaś jakieś porażki?
Agnieszka Starok: Temat książki, którą chciałam wydać wielokrotnie pojawiał się w internecie. Dla mnie była ważna ze względu na wspomnienia z dzieciństwa. Mowa o ,,Bajeczkach z obrazkami” Władimira Sutiejewa.
Widziałam takie komentarze, że: dlaczego nikt ich nie wydał. To jest moja ukochana książka z dzieciństwa, więc oczywiście ktoś już wpadł na to i to nawet nie tylko my, bo wiem, że jeszcze gdzieś tam były większe wydawnictwa, które się tym tytułem interesowały. No, ale uzyskanie praw okazało się niemożliwe do osiągnięcia.
Wykonałam dużą pracę w tym kierunku, próbowałam przez parę lat. Powiem szczerze, że teraz – w kontekście sytuacji politycznej – jestem zadowolona, że tak to się skończyło i ich nie wydaliśmy.
Bajkochłonka: Te utrudnienia w otrzymaniu praw, czy to jest kwestia braku kontaktu z wydawcami, czy może jakieś kwestie spadkowe w przypadku tych autorów, którzy już nie żyją?
Agnieszka Starok: To zależy od tego, z jakiego kraju jest książka i kto jest właścicielem jej praw. W przypadku akurat tej rosyjskiej książeczki, tak jak mówisz, tutaj weszły już prawa spadkowe i jakaś osoba namaszczona przez rodzinę do pomocy, żeby się tymi prawami zajmować, nie była zupełnie zainteresowana kontaktem z wydawcami.
Ciężko tutaj rzucić wszystko do jednego worka. Często są to wydawnictwa czy agencje, pośrednicy. Poza tym, pamiętajmy, że są to tytuły, które nie są priorytetami dla wydawnictw, bo dla dużych wydawców liczą się przede wszystkim nowości.
Oni stawiają na to co jest teraz i chcą sprzedawać prawa do książek, które obecnie wydają, bo są na bieżąco, mają jasne sytuacje. Często też w tych książkach, które były wydane ileś tam lat temu jest problem z plikami, dlatego że były przygotowywane na innych sprzętach.
Bajkochłonka: A jakie prawa do której książki, było najtrudniej dostać?
Agnieszka Starok: Wydaje mi się, że książki Olivera Jeffersa. Oliver jest bardzo wymagającym autorem, który ma też wkład we wszystko, co się robi w polskim wydaniu.
Weryfikuje na przykład każdy napis. Mieliśmy nawet pytania, dlaczego książka, która w oryginale nazywa się ,,Lost and Found”, została przetłumaczona jako ,,Chłopiec i pingwin”. Sztab Oliwiera musiał sobie to też przetłumaczyć i coś mu się nie zgadzało, ale przekonały ich nasze argumenty.
Myślę, że nie każdy czytelnik zdaje sobie sprawę, jak duża jest różnica wydać książkę, która jest na licencji, a stworzyć ją samemu.
Bajkochłonka: Z której książki jesteś najbardziej dumna?
Agnieszka Starok: Dla mnie ten wybór jest dość ciężki z tego względu, że nie mogę tak samo patrzeć na książki sprzed kilku lat, jak na te, które dopiero co wydaliśmy. Ale na pewno ostatnią moją wielką radością jest ,,Wielki atlas małych przyjemności”, który stworzyliśmy z tekstem Olgi Ślepowrońskiej i z ilustracjami Anny Mazurkijević-Fili.
Jest to przepiękna, przecudowna książka, z której jestem bardzo dumna. Ma ona premierę 20 października (2023 roku). Oglądam ją sobie sama i podziwiam jak fajnie wyszła. Myślę, że nie każdy czytelnik zdaje sobie sprawę, jak duża jest różnica wydać książkę, która jest na licencji, a stworzyć ją samemu. I to nie chodzi nawet o napisanie książki, ale o dobranie ilustracji, formy, fontów czy papieru. To jest zupełnie inny rodzaj wydawania książek.
Bajkochłonka: A jest coś w wydawaniu książek czego nie lubisz?
Agnieszka Starok: Chyba promocja. Może dlatego, że ja zajmuję się w wydawnictwie bardzo różnymi rzeczami – od wybierania tytułów, pozyskiwania ich, też gdzieś w pewnym stopniu redakcją. Jestem na wszystkich etapach tworzenia tej książki i bardzo lubię je tworzyć. Uwielbiam moment, kiedy książka jest ukończona, a później przychodzi najgorsze, czyli po prostu promocja i jej sprzedanie.
Ale tak to się często mówi, że nie problemem jest coś wyprodukować, a problemem jest później to sprzedać – przynajmniej w dzisiejszych czasach. Zawsze mam do siebie pretensje, że coś tam zrobiłam za mało. Później, jak książka wychodzi do czytelnika, to już zaczyna się taki stres; jak zostanie odebrana, jak będzie sprzedana, czy dobrze się przyjmie.
Bajkochłonka: To ja daję Ci teraz możliwość wypromowania jakiejś jednej książki. Co byś poleciła naszym czytelnikom na Święta z Waszych książek?
Agnieszka Starok: A to właśnie zależy dla jakich czytelników. Teraz wydajemy taki fantastyczny ,,Kalendarz adwentowy z Gruffallo” dla kilkulatków z kolorowankami, łamigłówkami, zgadywankami i książkami. A dla starszych, a właściwie dla każdego poleciłabym właśnie ,,Wielki atlas małych przyjemności”. I to nie jest tak, proszę Państwa, że jak coś jest dla każdego, to znaczy że dla nikogo. To jest taki zbiór darmowych przyjemnostek dnia codziennego, którymi może się cieszyć każdy z nas, niezależnie od wieku.
Bajkochłonka: Przyznam, że ja też już go oglądałam i podziwiałam. To naprawdę wyjątkowa książka. Szczerze mówiąc, wzruszałam się przy niej, bo wywołała we mnie ogromnie dużo emocji. Na przykład niektóre ilustracje czy opisy przywołały nawet obrazy z dzieciństwa. Myślę, że bardzo dużo ludzi może ją podobnie odbierać.
Agnieszka Starok: Szczerze mówiąc, ostatnio rozmawiałam z teściową na temat tej książki. Kiedy ją oglądała, miała dokładnie takie same przemyślenia jak ty. I zaczęła mi po kolei pokazywać: ojejku, a takie korale z jarzębiny to robiłam jak byłam mała, a taką koronę z liści to wkładaliśmy na głowy w dzieciństwie. Była zachwycona tym, jakie fajne wspomnienia można tam znaleźć.
Bajkochłonka: Agnieszka, myślę, że to jest też teraz dobry moment, żeby zapytać, co Ty lubisz robić, kiedy nie pracujesz? Co jest dla Ciebie takimi małymi przyjemnościami?
Agnieszka Starok: Może to nie będzie zaskoczeniem, ale czytanie.
Bajkochłonka: Czyli kiedy nie pracujesz z książkami, to sięgasz po książki?
Agnieszka Starok: Tak, tylko może już dla starszych czytelników. Teraz czytam akurat ,,Księgi Jakubowe” Tokarczuk.
(…) A i mam jeszcze jedną – niech będzie, że zdradzę jej tytuł.
Bajkochłonka: Jakich książek czytelnicy mogą spodziewać się w Tekturce w 2024 roku? Czy możesz nam już coś zdradzić?
Agnieszka Starok: Na pewno będzie nowy Torben Kuhlmann. Ale nie będzie to tym razem myszkowa seria, tylko wydamy książkę, która nazywa się ,,Szare Miasto” – taki jest tytuł roboczy.
Myślimy też o wydaniu jeszcze książeczek z serii ,,W Dębowym Lesie”, Julii Donaldson i Axela Schefflera. A i mam jeszcze jedną – niech będzie, że zdradzę jej tytuł. Na początku roku ukaże się piękna książka z ilustracjami Tima Warnesa pod tytułem ,,Kocham cię jak stąd do Księżyca”.
Bajkochłonka: Brzmi świetnie! Ja już nie mogę się doczekać kolejnych premier! Agnieszko, bardzo dziękuję za rozmowę. Super było Cię posłuchać. Myślę, że mogłybyśmy tak rozmawiać kolejną godzinę albo i dłużej. Może umówimy się kiedyś na dogrywkę?
Moje wybrane recenzje książek dla dzieci wydawnictwa Tekturka:
- Brzuchatek,
- Krecie Miasto,
- Mały Miodowy Miś,
- Złodziej w Sokole Górskim,
- Święty Mikołaj. I ty możesz mu pomóc!,
- Einstein. Niezwykła mysia podróż przez czasoprzestrzeń,
- Zielona łódź podwodna Przedziadka,
- Trzy pytania,
- Klimatyczni,
- Miejsce na miotle,
- Podwodny świat. Opowieść o Jacques’u Cousteau,
- Dziecko Gruffalo,
- Ekspres Polarny,
- Gruffalo,
- Jestem dzieckiem książek,
- Malala i jej czarodziejski ołówek,
- Tu, a może gdzieś… (czyli niesamowite przygody nakrętki, haczyka, kapsla i starej śrubki),
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Sprawdź najnowsze recenzje, tutaj: bajkochlonka.pl
1 komentarz. Zostaw komentarz
[…] Cała rozmowa: https://bajkochlonka.pl/2023/09/18/agnieszka-starok/ […]