Tekst powstał w ramach inicjatywy Strefa Rozmów.
Przygoda z Bebokami zaczęła się od mojej córki, która poprosiła mnie o… Może inaczej: przygoda z Bebokami zaczęła się jeszcze w czasach mojego dzieciństwa, bo należałem do tych dzieci, które Bebokiem straszono.
Bajkochłonka: Zacznę od nietypowego pytania. Kim chciałeś być jako mały chłopiec?
Grzegorz Chudy: Najpierw chciałem być rycerzem. Mój przyrodni brat opowiadał mi o Zawiszy Czarnym; pamiętam, jak jako mały chłopiec biegałem z jakimś mieczem i krzyczałem: „jestem Zawisa!”, a potem lałem złych wojaków. Później chciałem być archeologiem – to na skutek Indiany Jonesa. Byłem tymi filmami absolutnie zachwycony, oglądałem je wszystkie po kilka razy. No, ale do tego zawsze rysowałem, więc to, że będę malarzem, też wcale nie było wykluczone.
Później, w międzyczasie zostałem muzykiem w zespole Beltaine (zajmowaliśmy się muzyką celtycką – 16 lat, 5 albumów na koncie, koncerty w egzotycznych zakątkach kuli ziemskiej, w tym chociażby w środku lasu deszczowego na Borneo) i nauczycielem języka polskiego w V LO w Katowicach. To ostatnie trwało w sumie 10 lat; prowadziłem wtedy jeszcze przy okazji teatr szkolny. To była naprawdę fajna przygoda.
Szkoda mi było porzucać zawód nauczyciela, ale w pewnym momencie jest tak, że kiedy pojawia się rodzina, to nie da się dalej robić wszystkiego naraz. Pogodzenie działalności artystycznej, edukacyjnej i jeszcze do tego muzycznej było absolutnie niemożliwe. Stwierdziłem, że stawiam wszystko na jedną kartę – a pozostałe rzeczy będę robił przy okazji.
Bajkochłonka: Popularny zespół, popularny nauczyciel, popularny artysta; brzmi to tak, jakby wszystko, za co tylko się zabierałeś, natychmiast zamieniało się w złoto.
Grzegorz Chudy: No nie, nie! (śmiech) Gdyby tak było, to prawdopodobnie rozmawialibyśmy w chwili obecnej w moim biurze na 34 piętrze jakiegoś wieżowca; zamiast tego jesteśmy w samym centrum Nikiszowca, w pięknej kamienicy ze wspaniałym widokiem.
Bajkochłonka: No cóż, na Śląsku ciężko chyba o lepszą lokalizację.
Grzegorz Chudy: Coś w tym jest – na pewno jest to miejsce magiczne. Proste, to fakt, ale ma w sobie tej magii bardzo dużo.
No bo to przecież prosta sprawa: ,,Kółko, kółko, kółko, jajko, rogi – i mamy beboka”.
Bajkochłonka: Czy właśnie to miejsce zainspirowało Cię do stworzenia beboków?
Grzegorz Chudy: Przygoda z bebokami zaczęła się od mojej córki, która poprosiła mnie o… Może inaczej: przygoda z bebokami zaczęła się jeszcze w czasach mojego dzieciństwa, bo należałem do tych dzieci, które bebokiem straszono.
Przykładowo: nie mogłem wchodzić do jednej piwnicy u sąsiada, bo tam właśnie mieszkał bebok; do dzisiaj bym tam nie wszedł! Później pojawiła się w moim życiu córka, która pewnego dnia kazała mi narysować beboka. No i stworzyłem taką straszną wizję potwora, który porywa dzieci – na co odpowiedziano mi: „Tato, beboki nie są takie, beboki są miłe! One tylko udają, że są straszne”.
No i trzeba było wymyślić całą historię beboków, które tylko udają, że są straszne, żeby ludzie dawali im święty spokój. Trochę jak z Gumisiami (śmiech).
Beboki żyją w miejscach, których nie widzimy na pierwszy rzut oka; szukałem właśnie takich miejsc jako inspiracji. Pierwsze obrazy z bebokami przedstawiały podniszczone piwniczne okienka, zakamarki Nikiszowca znajdujące się na wysokości kolan, w które na ogół nikt nie zaglądał. Bazowałem na takim Nikiszowcu nieoczywistym, tym oglądanym nie z perspektywy pięknych okien, kościoła, rynku, budynku poczty, tylko właśnie – z takiej perspektywy „chodnikowej”. Z perspektywy beboków.
Są to stworzenia serdeczne, ciepłe, żartobliwe. Czasami ostro komentujące rzeczywistość (…)
Bajkochłonka: Dlaczego dzieci tak kochają beboki?
Grzegorz Chudy: Zastanawiam, czy to czasem nie jest tak, że beboki są bardziej kochane przez dorosłych – a jak już ci dorośli tak się nad nimi rozczulają, to to uczucie przenosi się później także na dzieci (śmiech). No bo to przecież prosta sprawa: ,,Kółko, kółko, kółko, jajko, rogi – i mamy beboka”. To wydaje mi się bardzo fajne.
Moim zdaniem beboki opowiadają o takim Śląsku, który jest nam bliski. Są to stworzenia serdeczne, ciepłe, żartobliwe. Czasami ostro komentujące rzeczywistość – zwłaszcza w serii „pandemicznej”, kiedy wyrażały to, czego ja czasami bałbym się powiedzieć wprost – ale może to właśnie sprawiło, że beboki pokochali dorośli; z kolei ich bajkowa strona wzbudziła uczucie miłości u dzieci. Młodzi ludzie lubią takie nieoczywiste rzeczy.
Moja żona, która pracuje w centrum Katowic, często widzi, jak dzieciaki siadają przy Florce, czyli przy beboku trzymającym katowickie „serduszko”, przytulają się do niego i są zupełnie szczęśliwe. To są naprawdę wzruszające momenty!
Bajkochłonka: Jaka przyszłość czeka beboki?
Grzegorz Chudy: Zanim nadejdzie przyszłość, chcę powiedzieć, że przede wszystkim cieszę się, że w czasach teraźniejszych nie zostały one zapomniane, tak, jak często ma to miejsce z wieloma innymi rzeczami. Co będzie dalej – zobaczymy. Niech sobie dalej żyją, dalej opowiadają lokalne historie, a może w końcu uda mi się wydać już nie tylko album z krótkimi opisami, ale pełnowymiarową baśń dla dzieci z bebokami w roli głównej!
Bajkochłonka: A może jakaś ekranizacja, film, animacja, serial?
Grzegorz Chudy: To by było coś – gdyby zdecydował się na to chociażby Netflix! Oczywiście, teraz się śmiejemy, ale przecież nie takie rzeczy dochodziły do skutku. Ciekaw jestem, jak wyglądałby bebok zekranizowany przez studio Pixar. Sprawdzałem, co z bebokami jest w stanie zrobić sztuczna inteligencja, ale prawdę mówiąc wyniki tej zabawy obok beboków nawet nie stały.
Sądzę, że jest to jedna z mądrzejszych książek, na jakie trafiłem. Opowiada o mądrych relacjach, o tym, co czują dzieci i co czują dorośli.
Bajkochłonka: Rozmawiamy o bardzo lokalnych bebokach, a przecież ostatnio wziąłeś udział w projekcie zupełnie nielokalnym, wręcz – z innego kontynentu; mówię o przygotowaniu ilustracji do książki Moje drzewko pomarańczowe. Skąd ta decyzja?
Grzegorz Chudy: Przede wszystkim – lubię rzeczy, które są nowe. Najpierw musiałem wejść w świat tej książki – nie będę ukrywał, że początek był trudny, bo dziwnie było mi się tak przestawić, ale od momentu, w którym pojawia się jeden z głównych bohaterów – Portugal – nie byłem w stanie się oderwać. Pamiętam, że byłem bardzo zdenerwowany, kiedy samolot na trasie Londyn-Katowice wylądował punktualnie, bo zabrakło mi dosłownie pół godziny, żeby ją skończyć!
Sądzę, że jest to jedna z mądrzejszych książek, na jakie trafiłem. Opowiada o mądrych relacjach, o tym, co czują dzieci i co czują dorośli. Po jej przeczytaniu uświadamiamy sobie nagle, że w gruncie rzeczy nie mamy powodów, żeby narzekać – pomimo, że na co dzień tak bardzo to lubimy.
Podejrzewam, że dziewięćdziesiąt procent z nas żyje w zdecydowanie lepszych warunkach niż Zeze, a jednocześnie nasze przemyślenia nie są nawet w części tak głębokie jak jego – krążą za to gdzieś płytko wokół jakichś przyziemnych rozrywek. Ta książka ma w sobie takie piękno i taką młodość, której wielu innym książkom brakuje.
Bajkochłonka: Czy podczas czytania przychodziły Ci do głowy jakieś konkretne obrazy czy też pomysły na ilustracje?
Grzegorz Chudy: Zmiana krajobrazu powoduje, że uruchamia mi się w głowie zupełnie inna paleta kolorystyczna. Większość ilustracji z ,,Drzewka pomarańczowego” ma w sobie dużo ciepła, co wynika wprost z klimatu Brazylii zobowiązującego do pewnych rozwiązań artystycznych. Do tego, tak się dobrze złożyło, że mam bratanka, który wygląda wypisz-wymaluj jak Zeze. Jeżeli ktoś przyjrzy się dokładnie, to zauważy na tych ilustracjach bardzo konkretną postać!
We wszystkich moich pracach zawarłem ponadto pewne smaczki – cały czas przewija się motyw drzewka pomarańczowego, a uważny czytelnik z pewnością znajdzie na każdej zielony listek. Jest taki ilustrator, który nazywa się Shaun Tan – absolutny geniusz. Człowiek, który narysował sobie książkę, po czym zrobił z niej animację i zgarnął za to Oscara. Była to książka o czerwonym drzewie, w której w niemal każdym kadrze pojawiał się czerwony liść. Nie wiem, czy była to dla mnie jakaś podświadoma inspiracja, ale ten liść z Drzewka Pomarańczowego, które zawsze towarzyszy bohaterowi, aż się prosił, żeby także znaleźć się na każdej z ilustracji.
Bajkochłonka: Interpretuję jego obecność jako pewnego rodzaju symbol nadziei.
Grzegorz Chudy: Generalnie, sztuka ma to do siebie, że jeżeli ktoś dostrzega w pewnej rzeczy jakiś symbol, to myślę, że zawsze ma rację. Symbole są pojemne – jestem przekonany, że taką nadzieję na lepsze jutro można odnaleźć nawet w małym listku.
Poleciłbym tę książkę do przeczytania rodzicom. Kiedy w życiu pojawia się dziecko, które zaczyna już coś tam kumać – to wtedy nadchodzi dobry moment na jej przeczytanie, żeby wiedzieć, co robić, a czego – broń Boże – nie robić (śmiech).
Jednym z moich ulubionych pisarzy jest Juliusz Verne; może stąd moje zamiłowanie do wszelkiego rodzaju dziwnych urządzeń, zębatek, steampunku, kapitana Nemo, latających sterowców i innych rzeczy.
Bajkochłonka: A Ty, po jakie książki sięgałeś w dzieciństwie? Czy do którejś masz szczególny sentyment?
Grzegorz Chudy: Pierwszą z moich dwóch wielkich miłości są przygody Tomka; wciągałem te książki jedną za drugą. Drugą serią, od której nie mogłem się oderwać, był Władca Pierścieni. Później – kiedy człowiek wszedł w świat komiksów – ważny był dla mnie Thorgal i, oczywiście, Kajko i Kokosz. To były książki mojego dzieciństwa, ogólnie – sporo fantastyki.
Jednym z moich ulubionych pisarzy jest Juliusz Verne; może stąd moje zamiłowanie do wszelkiego rodzaju dziwnych urządzeń, zębatek, steampunku, kapitana Nemo, latających sterowców i innych rzeczy. Te wszystkie inspiracje widać zresztą na moich obrazach.
Co tu dużo mówić – grudzień jest dla mnie zawsze najbardziej bajkowym miesiącem w roku.
Bajkochłonka: Na co mogą czekać fani Grzegorza Chudego? Wspominałeś o wydaniu swoich baśni.
Grzegorz Chudy: Tak – bardzo chciałbym wydać pełnoprawną baśń, bajkę albo chociaż po prostu książkę dla dzieci i dorosłych z bebokami, opartą na konkretnej fabule. To jest jedna rzecz. Natomiast poza tym chciałbym dalej eksplorować Śląsk i pokazywać go światu: żyjemy w absolutnie magicznym regionie, który wciąż jest słabo odkryty. Znam takich, którzy co roku przyjeżdżają tutaj z Trójmiasta w czasie ferii zimowych przynajmniej na tydzień, śpią w Nikiszowcu i odkrywają różne części Śląska – łącznie z takimi, w których sam jeszcze nie byłem.
Tymczasem jednak mamy grudzień – a w tym roku już od pierwszego grudnia postanowiłem cieszyć się Świętami. Obowiązkowo na ten okres musi w domu znaleźć się kalendarz adwentowy; w tym roku mamy zaplanowane konkretnie zadania, które wypełniamy każdego dnia. Jestem fanem klocków Lego, zbieramy więc zestawy świąteczne i zawsze co roku budujemy sobie całą świąteczną wioskę.
Obowiązkowo szykuję się na jarmark w Nikiszowcu, bo to też dla mnie element przygotowań do Świąt. Musi być moczka, muszą być makówki, no i musi być ten główny dzień, czyli rodzinna kolacja, spotkanie, zawsze w większym gronie. Co tu dużo mówić – grudzień jest dla mnie zawsze najbardziej bajkowym miesiącem w roku.
Bajkochłonka: Dziękuję za rozmowę!
Moje recenzje książek Grzegorza Chudego:
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Sprawdź najnowsze recenzje, tutaj: bajkochlonka.pl